niedziela, 26 lutego 2017

HYGGE PO MOJEMU

Na temat hygge napisano już wiele, opisując je np. jako „duńską sztukę szczęścia (...) filozofię życia, coś, co czyni ludzi szczęśliwszymi (...) dotyczy różnych sfer życia – poczynając od emocji, uczuć, na architekturze, designie i gotowaniu kończąc” ...

Co to jest?
Definicję słowa Hygge świetnie oddaje pewien fragment tekstu już w pierwszym akapicie:
Kubuś Puchatek na pytanie jak się pisze słowo oznaczające pewne uczucie odpowiedział „Tego się nie pisze, to się czuje”.
Zaś całą kwintesencję hygge prezentuje inny fragment:
„Któregoś roku w grudniu, tuż przed Bożym Narodzeniem, spędzałem weekend z kilkorgiem przyjaciół w starej chacie. Najkrótszy dzień w roku rozświetlał pokrywający wszystko dookoła śnieżny kobierzec. Kiedy około czwartej po południu zaszło słońce i mieliśmy je zobaczyć dopiero za siedemnaście godzin, weszliśmy do środka, żeby rozpalić ogień w kominku. Zmęczeni długą wędrówką, na wpół śpiący, w grubych swetrach i wełnianych skarpetach, usiedliśmy wokół paleniska. Słychać było jedynie bulgotanie gotującego się gulaszu i trzaski ognia, od czasu do czasu ktoś wypił łyk grzanego wina. Nagle odezwał się jeden z przyjaciół: 
  • Czy może być coś bardziej hygge? – spytał retorycznie
  • Może – powiedziała po chwili jedna z dziewczyn – Gdyby na dworze rozszalała się burza śnieżna”.
Skandynawia generalnie kojarzy mi się z zimnem, bielą śniegów, ale i słońcem, które tą biel rozświetla. Kocham zimę śnieżną ale koniecznie słoneczną, i niechby mróz sięgał nawet do -20 stopni... Taka aura powoduje, że czuję jakąś wewnętrzną radość, zachwyt... urzeka mnie to co widzę dookoła
Hygge więc kojarzy mi się z zimą i z tym wszystkim co czujemy i co robimy, aby uprzyjemnić sobie ten zimowy czas. Jest więc to pewien stan emocjonalny... to poczucie szczęścia, jakiś rodzaj przyjemności... duchowej czy fizycznej... to szeroko pojęty klimat, nastrój, ciepło... 
 Swoją książkę dostałam właśnie zimą, pod choinkę i czytałam ją długo... bardzo długo, mimo że jej objętość pozwala na rozprawienie się z lekturą w jeden wieczór... lecz ja czytałam ją podczas długich, gorących, relaksujących kąpieli... to bardzo odpowiednie warunki do czytania tej książki :)
 
 
Tego się nie pisze, to się czuje
W samej książce jest wiele fajnych tekstów, takich z którymi człowiek natychmiast się utożsamia, przy których myśli „ooo tak właśnie mam”. I choć wiele rzeczy jest typowo skandynawskich, szczególnie jeśli chodzi o design, to łatwo można je sobie „przetransferować” na własny styl ;)
 
Dla mnie hygge to po prostu pewien szczególny klimat, który tworzy m.in.:
Światło- miękkie, ciepłe, kojące
- światło świec- delikatnie drgający płomyk, tworzący niesamowite wizualizacje na wszystkim w czym się odbija
 lub kilka igrających ze sobą płomyków
  
- zachód słońca- niesamowite zjawisko, które najpiękniej chyba wygląda w długie, letnie wieczory


- światło punktowo rozmieszczone
O takim rozmieszczeniu światła pisałam już wielokrotnie. Najbardziej klimatyczne, najcieplejsze i najłagodniejsze dla naszych zmysłów, szczególnie po długim ciężkim dniu. Takie światło dają lampy stołowe, ustawione na stolikach, konsolkach czy parapecie



Przyjemności – niezaprzeczalnie kojarzą się z rozpieszczaniem zmysłu smaku
- kawa
rozgrzewająca, aromatyczna, parująca w ulubionym kubku, najlepsza o poranku... szczególnie wtedy gdy za oknem leje, a my nie musimy nigdzie iść :)

- gorąca czekolada- pyszna, słodka, rozpływająca się w ustach rozkosz, najlepsza na jesienne deszczowe dni

- herbata
 gorąca zimowa herbata pachnąca pomarańczą, anyżem i goździkami... ten zapach nieodparcie przywodzi na myśl świąteczne, zimowe wieczory... przy kominku, w którym miło trzaska ogień, otuleni ulubionym, ciepłym kocem...

bez słodyczy i ulubionej prasówki się nie obejdzie

a wieczorem może jakaś słodka nalewka? Na przykład mandarynkowa z anyżem, cynamonem i goździkami 
(przepis tu)

Ciepło
pierwsze skojarzenie to ciepły sweter, grube skarpety, gorąca herbata i kominek w którym kojąco trzaska ogień, i koniecznie szalejąca za oknem burza 
 
Dom
to miejsce w którym jesteśmy sobą, w którym czujemy się najlepiej, ten stan emocjonalny najlepiej oddaje znana sentencja wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej...
Dom, a w nim ulubiony fotel
 
miejsce w którym można oddać się lekturze 

 zatracić się w wyobraźni 
 
lub zwinąć się w kłębek, zamknąć oczy i otulając się ulubionym kocem, po prostu odpoczywać 

Bycie razem
Miłość
to nie tylko Walentynki, ale okazywanie sobie uczuć codziennie, chociażby poprzez wspólnie jedzone posiłki
 
przy fajnie nakrytym stole

Rodzina
to miłość w czystej postaci, bezwarunkowa, bezinteresowna...
 
Radość
a więc jakieś zabawy, wygłupy, wspólne „selfie” z pluszakiem w tle
 
to też bycie razem tak po prostu, bez nadęcia, na luzie, swobodnie... to takie właśnie wspólne leżakowanie dziecka z psem na rozgrzebanej pościeli
 
Hygge to po mojemu po prostu poczucie szczęścia, bez względu na to czy wywołuje je uśmiech mojego dziecka, wolna chwila dla siebie czy kupno nowego bibelotu do domu :)


sobota, 18 lutego 2017

Z cyklu: wnętrza filmowe... Sztuka zrywania

Lubicie oglądać jak mieszkają inni? Ja bardzo, nieraz zdarza mi się zerkać z ulicy do czyjegoś pokoju, zaglądać przez niezasłonięte okna do czyjegoś mieszkania... nawet oglądając film zwracam uwagę na to jak urządzone są wnętrza bohaterów. Mój małżonek nieraz się śmiał, że nie da się ze mną nic obejrzeć... Lubimy oboje oglądać stare filmy i jak się ostatnio okazało, mój luby sam się wkręcił... „widziałaś te kinkiety?”- pyta małżonek... no ba, pewnie że widziałam :)
Ale dziś nie będzie o starych filmach, ale o filmie współczesnym pt. ”Sztuka Zrywania”.
Mieszkanie głównych bohaterów to typowy amerykański apartament. Uwielbiam takie mieszkania. To co mnie w nich zachwyca to architektura wnętrza:
  • wysokie, białe listwy przypodłogowe,
  • białe obramowania okien i niewielki parapet
  • kwadratowe okna ze szprosami
  • białe listwy- sztukaterie pod sufitem
  • futryny, ościeżnice czy wreszcie same drzwi
    Warto zwrócić uwagę na to, że wszystkie wymienione elementy są białe. I nie dlatego, że taka akurat panuje moda, ale dlatego, że białe bynajmniej nie są ściany. Otóż ściany w amerykańskich filmach zawsze mają jakiś kolor. Beż, brąz, może oliwka, czasem też szary. Podłogi natomiast są w brązie, zwykle jest to jakiś rodzaj ciemnego drewna.
foto: net

foto: net
    Ale przejdźmy do samego wnętrza ze Sztuki Zrywania
    Na początku pokażę to co w filmie jest na końcu, czyli samo wnętrze, ogołocone z mebli. To samo piękno o którym pisałam wcześniej.
kadr z filmu Sztuka Zrywania

kadr z filmu Sztuka Zrywania
 Ciemna podłoga i ciemne ściany odcięte są od siebie jasnymi listwami przypodłogowymi. Przyciemnione ściany i biel tychże elementów daje wrażenie czystości i prawdziwej elegancji. Okna w białych ramach wyglądają zupełnie jak obrazy, żywe obrazy... spójrzcie na ten widok za oknem :) Oczywiście w przeciwieństwie do naszych polskich mieszkań w tym lokalu mamy okna wychodzące na różne strony świata, dzięki czemu pomieszczenie jest jaśniejsze.
To pomieszczenie, jadalnia, zwraca uwagę już na wejściu... niezwykle dekoracyjne kwadratowe filary- kolumny usytuowane na dobudowanej części ściany pokrytej angielską boazerią. To pewnego rodzaju przepierzenie, które nie tyle oddziela jadalnię od salonu, co bardzo fajnie je ze sobą łączy. Z jadalni mamy świetny widok na to co dzieje się w salonie i odwrotnie, a jednocześnie mamy dwa osobne pomieszczenia.
kadr z filmu Sztuka Zrywania
kadr z filmu Sztuka Zrywania
 Jak wspomniałam wcześniej to pomieszczenie ma w sobie tyle wdzięku, że właściwie nie potrzebuje już żadnych dekoracji. Dla mnie wystarczyłby tu długi stół z ciemnego drewna, niczym, nie przykryty i wazon z bukietem kwiatów :), no i jakieś krzesła oczywiście. Patrząc na to zdjęcie mam nieodparte wrażenie, że skądś znam te krzesła i zasłony... i jak tak dłużej myślę, to dochodzę do wniosku, że owszem znam je, z naszego rodzimego „podwórka”... główny bohater jest bowiem Polakiem, a owo wyposażenie kojarzy mi się po prostu z Prl`em :) Zresztą w salonie również pojawił się taki akcent w postaci foteli w zielono pomarańczowe ciapki- na zdjęciu po lewej stronie.
kadr z filmu Sztuka Zrywania
  To mieszkanie jest przykładem na to jak łączyć stare z nowym, czy raczej jak do klasycznego amerykańskiego wnętrza przemycić meble, których czas dawno minął... chociaż zauważam, że meble w stylu PRL wracają na salony, więc w sumie to dość nowoczesne połączenie.
kadr z filmu Sztuka Zrywania
Jeśli chodzi o wystrój tego salonu, to przede wszystkim, znajduje się tu dużo jakby przypadkowych mebli. Mamy wspomniane już wcześniej Prl-owskie fotele w ciapki, dwie kanapy: czarną i białą o zupełnie różnej tapicerce, kilka stolików i ława ze szkłem, a także mnóstwo obrazków i lamp. Dlaczego ta ilość sprzętów nie przytłacza? Dlatego, że wszystko jest spójne kolorystycznie. Mamy tu jasne regały, kominek i wspomniane na początku ościeżnice i do tego białą kanapę, mamy brązową podłogę i kanapę, i do tego brązowe stoliki, rolety i kilka poduszek. Dalej mamy oliwkowe ściany, zielonkawe ciapy na fotelach i również kilka poduszek. Dla zrównoważenia całości, kroplą intensywniejszego koloru staje się rudy, który pojawia się na obiciu foteli, kolejnych poduszkach i umieszczonym na sztaludze, obrazie. Dodajmy do tego jeszcze dywan i zasłony w podobnym odcieniu.
Uwagę przykuwa jednak „biała ściana”, która znajduje się na wprost jadalni.
kadr z filmu Sztuka Zrywania

Ściana zdominowana jest przez zabudowę kominkową. Duży, prosty w formie kominek, który okalają wykonane z tego samego materiału kolumny. Powstałe po obu stronach nisze zabudowane zostały niewysokimi regałami na książki. Cała ściana tworzy bardzo prostą, regularną konstrukcję.
Dalej mamy już to co lubię najbardziej, czyli klimat jak i daje wielopunktowe oświetlenie. Takie same kinkiety nad kominkiem i na ścianach w przedpokoju...
kadr z filmu Sztuka Zrywania
kadr z filmu Sztuka Zrywania
kadr z filmu Sztuka Zrywania
lampki stołowe ustawione na stolikach. Punktowe światło daje poczucie ciepła, przytulności. Aż chce się być w takim pomieszczeniu, zasiąść na kanapie w otoczeniu poduszek, z kieliszkiem wina w dłoni :) W takich pomieszczeniach nigdy nie ma górnego światła- bo ono jest ostre, zimne, nie ma po prostu tego klimatu.
kadr z filmu Sztuka Zrywania
Na zakończenie, wychodzimy z mieszkania na korytarz, a tam... niespodzianka :) 
kadr z filmu Sztuka Zrywania
 Korytarz, który urządzony jest jakby był pomieszczeniem mieszkalnym. Niebieskie ściany w podłużne paski, fantastyczna stylowa konsolka pod ścianą, fotel, obraz i oczywiście lampka :) Bardzo klasyczne zestawienie.
Jak Wam się podoba to mieszkanie?

wtorek, 14 lutego 2017

Z cyklu Do It Yourself- czyli zrób sobie wazon

Trochę późno zabrałam się za robotę, ale... jeszcze nie jest za późno...
Zanim mąż wróci z pracy z ogromnym bukietem czerwonych róż, zrób sobie wazonik, albo nawet kilka... dzięki czemu kwiaty będzie można ułożyć w małe bukieciki i porozstawiać w kilku miejscach w salonie, tak by bardziej cieszyły oczy :) 

Potrzebne będą butelki lub słoiki, farba akrylowa i taśma malarska. Ja miałam kilka butelek po passacie pomidorowej, ulubione farby: czarną i białą i pomysł, który przejęłam od Zuźki, a Ona gdzieś go wyczaiła w sieci. Ale do rzeczy: oklejamy butelkę taśmą według własnego upodobania




wolne miejsca malujemy farbą (kilka warstw), czekamy aż wyschnie 
i ściągamy taśmę. 
 Gotowe :) 
Oczywiście można się jeszcze pobawić z ozdabianiem, jak to zrobiła Zuźka. 

 Ta butelka pośrodku to jej dzieło, pomalowaną już butelkę ozdobiła perełkami w płynie i naklejką, a szyjkę butelki obwiązała włóczką. Tutaj ograniczać nas może tylko wyobraźnia.


 A teraz czekamy na męża :)