wtorek, 17 lutego 2015

To co lubię :)

Normalnie nie wierzę... wpadam sobie dziś na drobne zakupy, a że czasu mam sporo, bo na rodzinę czekam, to sobie chodzę i patrzę, patrzę i szperam, szperam i znajduję :) Najpierw wpadł mi w ręce szklany wazon, w kształcie bardzo tradycyjnym że tak powiem, nie jakieś powykręcane nowoczesne paskudztwo, tylko taki zwykły, pękaty w wywiniętą szyjką, no taki właśnie klasycznie, staromodny wazon, tyle że szklany... i za całe 10zł :) No jak nie wziąć? Potem zaś cudne zapachy zwabiły mnie do działu ogrodowego, a tam same obniżki. Całe to szaleństwo walentynkowe się zakończyło i kupa kwiatów, jak widać, stała się niepotrzebna. A ja uwielbiam kwiaty (o czym mojemu Połówkowi muszę wbijać do głowy ;)) i nie lubię patrzeć jak się marnują, a szczególnie kiedy nabyć je mogę za niewielkie pieniądze. I tym sposobem stałam się szczęśliwą posiadaczką dwóch doniczek cyklamenów po 5zł każdy (to w ramach rekompensaty za jednego, który swój żywot niedawno zakończył) i pięknego Hiacynta w bombowym koszyku za całe 10zł :) No przecież jak można przejść obok obojętnie? Zapraszam na kwietną sesję na tle zachodzącego słońca. Normalnie uwielbiam- słońce i promocja :)
















Post pisany na szybko i fotki również na szybko, także brak tu czegoś co można by nazwać stylizacją :\ jak widać rośliny w sklepowych doniczkach (niebawem dostaną jakieś odpowiednie osłonki), wazon prosto z pudełka (więc za czysty nie jest) a i parapet woła o pomstę do nieba. Mam jednak nadzieję, że na te „szczegóły” nikt uwagi nie zwrócił ;)

A tu już pełna stylizacja. Piękna, romantyczna, walentynkowa (chociaż nie obchodzę;)). W pokazanym katalogu Ikea moja cudna kanapa- narożnik znajduje się pomieszczeniu który bardzo mi odpowiada stylowo i co ciekawe kolorystycznie to zupełnie jakby w klimacie walentynkowym, czyż nie? 




 


 Pozdrawiam słonecznie :)

sobota, 14 lutego 2015

Piątek 13-tego..


..okazał się bardzo pozytywnym dniem. Obudził nas wprawdzie wszechobecną bielą spowodowaną 10 stopniowym mrozem, ale potem wstało słońce. Boooskie, ciepłe słońce. Rany, jak już brak mi tego ciepła... jak ogarnięty niewiadomo jaką euforią wariat wystawiam dziub do słońca, pławię się w jego promieniach i cieszę jak dziecko... nagle znika zmęczenie, znużenie, beznadzieja... nagle zaczyna się chcieć... rozpiera mnie energia i muszę coś robić, sprzątać, myć okna, wyjść na zewnątrz... i jeśli jestem w pracy, to miotam się jak zwierze w klatce i bezgłośnie wyję do tego słońca. Ale wczoraj miałam wolne :D i w planach kupno wcześniej już upatrzonej kanapy. Nie powiem żebym odczuwała szczęście, tudzież małe chociaż zadowolenie podróżując po Warszawie, szczególnie po jej rozkopanych, przebudowywanych mostach, objazdach z kiepskim oznakowaniem. Droga przez mękę, ale w jakże cudnych okolicznościach przyrody, dzięki którym przetrwaliśmy. I tym sposobem dotarliśmy do Ikei, gdzie moją kanapę odnalazłam i okazało się, że zapłacę za nią znacznie mniej niż miałam zamiar. Zamiast 1699zł zapłaciłam 999zł :D A dlaczego tak? A no bo miałam kartę Ikea Family, którą kiedyś (nawet nie wiem kiedy ani dlaczego) sobie sprawiłam. Ha! Szok, zdziwienie, niedowierzanie. Naprawdę? Tylko 999zł? Ja rozumiem obniżki, promocję, wyprzedaże, ale żeby aż tak? Nie, no nie będę wybrzydzać, no gdzież bym śmiała. Biorę! Wprawdzie wieźliśmy ją na raty, ale … za 999zł i w pełnym, pięknym, ciepłym słońcu. No czy trzeba czegoś więcej? :D

A po powrocie do domu oczywiście wzięłam się za montowanie owego mebla (wzięłam się- liczba pojedyncza, bowiem Połówek miał robotę i nie chciałam czekać, aż skończy) i poskładałam sama. Lubię to :) 
A oto ona, moja "zdobyczna" kanapa i jej otoczenie, które wymaga wielu zmian, ulepszeń itd. m.in. zagospodarowanie ściany (pomysł czeka, aż nabierze mocy urzędowej), stare ikeowskie stoliki do wymiany, doniczka też ma już czasy świetności dawno za sobą, zresztą i roślina przestaje się w niej mieścić... póki co jednak skupmy się na kanapie :)








Pod wieczór, kiedy już całkiem padnięta zasiadłam do komputera okazało się, że wygrałam aukcję na allegro! Oczywiście zdobycz pokażę, jak do mnie dotrze. Ha, normalnie chyba imbryk w sweterku otworzył jaką puszkę szczęśliwości dla mnie (jako że jest pierwszą rzeczą, którą kupiłam naprawdę okazyjnie), albo po prostu piątek 13-tego jest dniem szczęśliwych zakupów! Trzeba więc to uczcić :)


 

sobota, 7 lutego 2015

okazja?

W życiu nigdy niczego nie wygrałam, nigdy też nie trafiłam na jakąś okazję, niczego nie wytargowałam (nawet się tego nie podejmuję), nie wyszperałam w sensie czysto fizycznym (bo na necie szperam bez przerwy), no generalnie nie mogę powiedzieć żebym kiedykolwiek wróciła do domu z "łupem". Pomijam tu jednak kwestie odzieżowe, bo takie łupy mi się czasem trafiają, nie powiem. Rzadko bo rzadko, ale też i czasu na wałęsanie się po owych przybytkach nie mam zbyt wiele, ale zdarza się. Nie zdarzyło się jednak dotąd nic takiego co mogłabym z radością, niedowierzaniem, zachwytem mieszającym się ze zdziwieniem wziąć do ręki i z pietyzmem wręcz wznosić pod niebiosa. A jednak zdarzyło się, otóż to, że pierwszy raz w życiu mi się zdarzyło. I to było to... nie wyszperane, nie wytargowane, ani nie wygrane... tylko znalezione, samotne, zupełnie jakby zapomniane, pośród wielu innych, pewnie bardziej interesujących, modniejszych, bardziej stylowych. A to to zostało sobie po świętach, takie samotne, niechciane, bo po co to komu po świętach? I wzięłam to to do łap swych, obejrzałam raz, drugi i trzeci i szukam ceny. A tam? :O      10 zł (słownie dziesięć złotych), a poprzednia cena 68zł :P No i jakżesz nie wziąć. No wzięłam :) wzięłam, przygarnęłam i mam :)








Widzę, że na blogach wiosna pełną gębą, ale u mnie jest zima i jest zimno, o! Także imbryk w sweterku jest całkiem na miejscu, no nie? :)

poniedziałek, 2 lutego 2015

:D

Pięknie nas luty powitał :) Tak lubię...otworzyć oko i zobaczyć taką jasność i piękność za oknem- bezcenne :D Tak, tak się właśnie gęba cieszy na widok słońca. Niech i będzie mega mróz, śnieg po kolana, ale niech i będzie słońce. Jeśli już ma być zima, niech będzie taka. Nienawidzę szarości za oknem, deszczu (chyba że letni, ciepły deszczyk na ochłodę po mega upale), przemoczonych butów, i tej wszechograniającej wilgoci... brrr... Ja do szczęścia potrzebuję słońca, poprostu :) 






Słońce słońcem, ale nadal mamy zimę. A jak jest zima to jest zimno. A jak jest zimno to trzeba sobie jakoś radzić- najlepsza do tego jest gorąca herbata, ciepły sweter, długie skarpety, miękki kocyk i ciasteczka :)




 

Potomka w roli modelki... i wszyscy mamy radochę :)