środa, 20 lipca 2016

kompot? wiadomo... z wiśni



Lato … moja ulubiona pora roku…kocham... za ciepło, słońce, wodę i... jedzenie :) Wprawdzie tego lata słońca jak na lekarstwo, niewiele czasu można spędzić w wodzie... ale ma to też swoje plusy... można tyle rzeczy zrobić w domu. Szczególnie tych odkładanych na później, na czas „kiedy będzie nieco wolnego”, na urlop bądź jakieś zwolnienie ;) Jako że właśnie na takim zwolnieniu sobie „siedzę” to poważnie nie sądziłam, że będę aż tak zajęta (chociaż powinnam wypoczywać). Okazuje się bowiem, że praca w domu zajmuje mi dużo więcej czasu niż dotychczas, tzn. że dotąd nie robiłam wszystkiego tak dokładnie? :P
Wracając jednak do tematu... kiedyś już wspomniałam, że robię przetwory... co więcej lubię je robić. Lato więc kojarzy mi się z tym co mogę zjeść dobrego, zdrowego i świeżego, ale i z tym co mogę zamknąć w słoiku. 





Skoro nie mam własnego ogródka warzywnego (miałam w zeszłym roku mini warzywnik pomidorowy, ale... ja się do uprawiania czegokolwiek nie nadaję) to wyprawiam się na bazarek... ale przyznam, że nie robię tego często bo nie znoszę tych tłumów wałęsających się, to w jedną to w drugą stronę, niezdecydowanych ludzi :\ no nie lubię. Najczęściej więc kupuję na szybko co piękniejsze, kolorowsze warzywka i owocki i uciekam do domu nacieszyć się ich widokiem i zapachem :)







natychmiast na stole na obiad lądują same zdrowe pyszności, 




sałatki warzywne, 



surówki, warzywa gotowane bądź zapiekane polane masełkiem i nieco mięsa (no jednak mięso musi być, chociaż staram się je ograniczać ... wyjątkiem jest kalafior z bułką tartą, młode ziemniaki z koperkiem i jajko sadzone... mniam :P)

takie np. pomidory z cebulką zajada cała rodzinka, niezależnie od pory roku (choć wiadomo, że zimą trudno ich smak nazwać pomidorowym)


a najlepszy na świecie kompot jest z wiśni :) ogólnie nie znoszę kompotów... od zawsze, jednak wiśnie mają w sobie to coś, że nigdzie mi tak nie smakują jak w kompocie właśnie...


dodajmy do tego świeże jaja, prosto od wiejskiego gospodarza czy też domowy pasztet- pierwszy raz jadłam taki pasztet u mojej teściowej, prawdę mówiąc nie byłam nim zainteresowana, bo też nie przepadam za pasztetami, mogłyby dla mnie nie istnieć... póki nie spróbowałam tego domowego, pasztety sklepowe mogą się schować...


jaja zresztą też mam od teściowej albo znajomego z pracy, który ma gospodarstwo. Tylko mleka prosto od krowy mi brak, niestety krów jak na lekarstwo... 
dziś usłyszałam w pewnym programie, że największym zainteresowaniem dzieci w jakimś Skansenie cieszyły się zwierzęta gospodarskie takie jak gęsi, kaczki... i przyszło mi do głowy, że niebawem trzeba będzie założyć Zoo zwierząt gospodarskich, bo dzieciaki znają lwy, słonie i inne małpy, a niektóre nie wiedzą nawet skąd mleko pochodzi :\
Wracając znów do przetworów... niedawno zostałam obdarowana masą pięknych, soczystych owoców: wiśni i czereśni

wiśnie... wiadomo na kompot, do ciasta i do słoika, a czereśnie... wiadomo... do buzi :D z tym, że wszystkich nie przejemy... macie jakieś pomysły na czereśnie? 
 

2 komentarze:

  1. Ale wiele letnich pyszności!!!
    Same dobrocie!
    U nas też przetworowo:)
    cudnego dnia

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie z czereśni lubię kompot najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń